Nasz shinkansen Sakura (czyli Wiśnia) zabrał nas niezmiennie szybko, bezproblemowo i punktualnie do stacji Shin Osaka, po drodze dając nam możliwość rzucenia okiem na zamek Himeji. Stoi on tak blisko dworca, że mieliśmy znakomity na niego widok.
Niestety, czas już nas gonił, Biała Czapla, bo tak często jest on nazywany, będzie musiał zaczekać na inną okazję. Podobno najpiękniejszy jest w czasie kwitnienia wiśni, może będzie kiedyś jeszcze szansa, żeby to zweryfikować, tym razem udało się nam na niego tylko rzucić okiem z oddali.
W Osace wszystkie shinkanseny stają na specjalnym dworu Shin Osaka, skąd w kilka minut można się metrem dostać na dworzec Osaka. W czasie tego transferu zagadnął nas po angielsku pewnien starszy Japończyk, ewidentnie ciekaw skąd jesteśmy. Kiedy mu wytłumaczyliśmy, że z Polski, ucieszył się i z dumą przytaknął, że zna nasz kraj i tu wymienił od razu: Kraków, Warszawa, Oświęcim. Niestety, podróż była tak krótka, że zaraz musieliśmy się pożegnać i na tym się nasza rozmowa zakończyła.
Za to dworzec w Osace jest ogromny, chyba starczy jak Wam napiszę, że przeszło nam przez myśl, żeby coś tu zjeść i zaczęliśmy szukać restauracji. Znależliśmy mapę dworca przy windach, ale na wieść, że restauracje znajdują się tu na piętrze XVII, tak jakoś przeszła nam chęć na obiad.
Wskoczyliśmy w metro i pojechaliśmy do naszego hotelu, a przy okazji jednej z głównych atrakcji Osaki, bo nasz hotel stał tuż obok zamku Osaka, majestatycznie górującego nad okolicą.
Zamek jest piękny i ogromny, otoczony imponującymi murami, fosą i wielkim parkiem. Z zewnątrz widać pięć pięter, ale faktycznie zamek ma ich osiem. Prowadzą do niego dwie bramy, a na terenie zamkowym jest wiele innych ciekawych budowli. Postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym i okrążyliśmy zamek, zatrzymując się przy tym na obiad w okolicznej knajpce.
Potem dowlekliśmy się w końcu do hotelu, chwilę odpoczęliśmy, ale kusiło nas jeszcze, żeby rzucić okiem na Osakę by night. Już na kompletnych oparach sił poszliśmy na wieczorny spacer, tyle, że ze zmęczenia nie zabraliśmy naszego router’a WiFi, w efekcie stwierdziliśmy, że bez dostępu do aplikacji Navitime i map nie będziemy juz ryzykować jazdy do innych dzielnic. Ale zamek nocą jeszcze daliśmy radę zobaczyć.
Na dziedzińcu zamku spotkaliśmy najdłuższy ciąg automatów z napojami jaki udało się nam zobaczyć w Japonii. Łudziliśmy się, że może będzie tam piwo, ale niestety, japońskie regulacje co do picia alkoholu są bardzo surowe, kto nie skończył 21 roku życia nie ma nawet prawa wejść do restauracji, w której podaje się alkohol, więc i automaty nie mogą sprzedawać piwa.
Pokręciliśmy się jeszcze przez chwilę po okolicy, upolowaliśmy w ramach wieczornej przeceny bento box na kolację, po czym wróciliśmy do hotelu i po raz ostatni położyliśmy się do łóżka w Japonii. Musieliśmy wypocząć, bo czekał nas wyjątkowo długi dzień.